środa, 24 sierpnia 2022

Pojawia się i znika, czyli o dostępności cd.

I to nie jest tak, że w kwestii dostępności nic się nie dzieje, bo dzieje się naprawdę wiele. I czapki z głów dla tych, którzy podążają w tym kierunku. Droga jednak daleka i ma wiele odnóg, a wszędzie tam, dla wszystkich chętnych sporo do zrobienia.

Tylko dostępność to nie perpetuum mobile, to nie jednorazowe wydarzenie, kilkumiesięczny ciąg usług, zbudowanie podjazdu i zostawienie go samemu sobie. 

Jakiś czas temu padło pytanie: "I co dalej?"

Czy instytucje, urzędy, stowarzyszenia i organizacje będą działać długofalowo, praktycznie rzecz biorąc, już na stałe zapewniając dostępność dla różnych grup odbiorców? 

Czy znajdą się na to środki, a może okaże się, że już wystarczy, że już nie potrzeba? 

Bo jeżeli ktoś, gdzieś 'na górze' stwierdzi, nie wiadomo na jakiej podstawie, że nie potrzeba, to może być więcej sytuacji podobnych do tej opisanej poniżej.

Dla mnie żenada, kosmos i...dodajcie coś od siebie. I trzeba by, żeby ktoś taki znalazł się w podobnej sytuacji, w celach dydaktycznych, może wtedy nowe połączenia w mózgu pomogą?

A teraz ta sytuacja.


Dziwny przypadek 

Są łapki- naklejka, że będzie migane, że będzie tłumacz na żywo lub on-line. Przychodzi niesłysząca kobieta, prosi o kogoś znającego PJM. Panie przy okienku udzielają jej informacji, że to niemożliwe.  

"W takim razie ściągnijcie naklejkę, że zapewniacie dostępność w PJM"- przekazuje mniej więcej taką informację zdesperowana Głucha. Niestety nie ma takiej możliwości. Iść do zwierzchnika też nie ma sensu. Też nie pomoże, z prostej przyczyny, ochroniarz nie dopuszcza. 

"To może zadzwońcie na policję, aby to było porządnie udokumentowane".

Nie zadzwonią. 

Żeby załatwić sprawę, potrzebny jest tłumacz, którego nie ma, a który rzekomo "jest". 

I kultowy, pisany na kartce tekst Pań z WCPR: "Po co pani pyta jeśli dobrze pani wie że nie mamy!"

Poważna instytucja, w znanym polskim mieście. Tekst wiernie skopiowany. Na uwagę zasługuje wykrzyknik na końcu zdania. Bardzo mnie wzruszył.

I ta naklejka z dopiskiem: "Stanowisko przyjazne dla osób Głuchych". 


Musi być constans

Opowiadał mi kolega pracujący w TOPR, że to ma być tak: Podczas akcji ktoś, kogo spodziewasz się po swojej prawej stronie, po prostu tam jest. 

Czyli nie ma czegoś takiego, że ktoś nagle znika i nie ma oparcia. To muszą być naprawdę drastyczne przypadki, że do czegoś takiego dojdzie.

Z dostępnością w PJM jest podobnie. Jeżeli miasto dofinansowuje jakieś imprezy, spotkania czy oprowadzania, to niech faktycznie będzie to coś pewnego, stałego. Tak jest choćby w przypadku łódzkich muzeów, stałe dofinansowanie, stałe wydarzenia. Głusi wiedzą, że tam jest pewniak i nagle nie zniknie. Wymaga to jednak systematycznych, wytrwałych działań ze wszystkich stron. 

Czasami jednak dochodzi do 'zniknięcia', czyli coś przez spory czas było i nagle tego nie ma, wydarzenia mające charakter ciągły nagle przestają się odbywać. A powód, jak to powód, brak dofinansowania 'na to'. 

I pytania: 'Dlaczego nie ma takich a takich spotkań, takich a takich warsztatów w PJM?' 

'Ano- odpowiadam wtedy- biblioteki nie mają już na te wydarzenia dofinansowania". 

A szkoda, naprawdę szkoda, bo zaczynało być fajnie, rodziło się zaufanie. Głusi jednak przychodzili, korzystali. Trzeba to było tylko podrasować i znalazłyby się stałe grupy odbiorców, bo przecież i niesłyszący mają przeróżne zainteresowania.

Gdyby to reaktywować, to w jakiś sposób należałoby przekonać osoby mające władzę w 'zapewnianiu dostępności', że to naprawdę poważna sprawa. To nie zabawa, w branie i zabieranie, a tak to wygląda. Nie wiem, może jest jakaś hierarchia wydarzeń, oznaczanie kolorami, który przypadek ważniejszy, no i najzwyczajniej w świecie takie wycieczki, spotkania popularnonaukowe, warsztaty i tym podobne sprawy organizowane przez biblioteki się nie kwalifikują, żeby dalej to ciągnąć. 

Zresztą, nie o biblioteki tylko chodzi, ale o wszystkie inne miejsca, które by chciały zorganizować 'coś' w PJM. Różnorodność tematyczna i miejsc, co tam kogo interesuje. Jak słyszący ma wybór, tak niech będzie i z Głuchymi. Niech sami sobie wybiorą wydarzenie, na które pójdą. Wiadomo, wcześniej należy zadbać o rzetelne poinformowanie wszystkich różnymi kanałami. 

A czy to będzie często, rzadko, czy się znudzą, czy nie, to wybór trzeba zostawić tym, do kogo wybór należy, do tych, którzy mogą się znudzić lub nie. 

W świadomości ma pozostać informacja: 'Tam jest PJM, tam jest tłumacz'.

Nawet jeżeli 'tutaj' nie przyjdzie żaden Głuchy, bo wybrał się ze znajomymi 'tam', na inne, równoległe wydarzenie, to niech gdzieś znajdzie się zapis migowy tego 'z tutaj'. Bo w świadomości ma pozostać informacja: 'Tam jest PJM, tam jest tłumacz'. 

I w końcu stanie się tak, że cała grupa przyjdzie 'tutaj' a 'tam' sobie tym razem odpuszczą. Dlaczego? Bo tematyka ciekawsza, bo inny tłumacz, bo potrzebujemy różnorodności. 

A najlepsze jest to, że 'tutaj' i 'tam' będzie tak samo dofinansowane, a organizatorzy zadbają o to, żeby w każdym przypadku nagranie dla niesłyszących znalazło się w archiwum, do obejrzenia. 

Później pójdzie fama o miejscach, w których zadbano  o dostępność. Wśród niesłyszących, bardzo często informacje przekazywane są w osobistych rozmowach, niekoniecznie przez media społecznościowe. I wtedy następuje właściwa wymiana myśli, wyrażanie opinii i zachęty do pójścia, zobaczenia i sprawdzenia. Potrzeba więc czasu i odpowiednich działań na różnych poziomach. 

I wracam myślą do sytuacji, która nastąpiła. Niesłyszący zaczęli się przekonywać do niektórych miejsc w Łodzi, do pewnej cykliczności, a tu masz, 'znikło'. 


Piękne założenia 

Ustawa obowiązuje od września 2019 roku.

Głusi, niewidomi, głuchoniewidomi, niepełnosprawni, seniorzy. 

Dla tych osób ma być zapewniona dostępność architektoniczna, cyfrowa oraz informacyjno- komunikacyjna.

Jeżeli chodzi o niesłyszących, mają to być nagrania w polskim języku migowym, tłumacze na żywo i online, możliwość kontaktu poprzez sms. Nie zawsze tak jest. Słyszący w wielu wypadkach nie są przygotowani na 'normalne' funkcjonowanie Głuchych w życiu społecznym i nawet wysłanie zwyczajnego smsa do osoby niesłyszącej jest dla nich problemem. Wolą po prostu katować ją głosowymi rozmowami telefonicznymi. Po prostu radość w niemocy.

Jasne. W razie co można złożyć skargę na brak dostępności, rozpatrzenie jej natomiast może skutkować nakazem... zapewnienia dostępności :). Później za niewywiązywanie się z tego grozić by miała kara pieniężna.

Sporo roboty dla urzędów, instytucji i firm. Sporo kłopotu dla Głuchych. Coś ma być, a tego nie ma. Wtedy pisz skargę. Jak wiadomo u większości niesłyszących z pisaniem ciężko. I po raz kolejny przestaje być miło. A miało być.

I nie chodzi o to, że ustawie czegoś brakuje, tylko o to, że w wielu wypadkach świadomość słyszących pozostaje bez zmian, czyli że to tutaj niepotrzebne, że Głusi tego nie potrzebują albo, że już tego nie potrzebują. Że wystarczy kartka i sms. Moim marzeniem jest, żeby do tego grona nie należeli ludzie mający wpływ na 'zapewnianie dostępności'. 

A skoro już kartka i sms, to jeszcze należy wiedzieć, jak napisać, żeby niesłyszący zrozumiał.


 Poszerzanie świadomości

Przykład świadomości, że kartka wystarczy: 

Znajomy Głuchy u lekarza. Wykryto jakiegoś wirusa. Lekarz napisał mu na kartce, że to JEST zaraźliwe, czyli w domyśle, żeby nie kontaktował się z innymi ludźmi. Tak założył lekarz. Inne jest jednak zrozumienie słyszącego lekarza i niesłyszącego pacjenta. Głuchy bez krępacji spotykał się z innymi, bo zrozumiał, że JEST OK i to nic groźnego. 

Czyli co, tłumacz tutaj był potrzebny czy już nie? Niech ci, co podjęli decyzję o takiej wizycie, sami sobie odpowiedzą. 

Opowiadajcie o takich sytuacjach. Skoro lekarz nie uczy się migać, bo uważa, że nie ma takiej potrzeby, skoro uważa również, że obejdzie się bez tłumacza, to niech chociaż zostanie przeszkolony w pisaniu jasnych komunikatów dla Głuchych. I wszyscy inni, którzy uważają podobnie też.

Ja wiem, że to może godzi w estetykę pisarską Pana Doktora i innych odpowiedzialnych osób, ale sorry, w tym przypadku nie to jest najważniejsze. Głuchy ma zrozumieć, że przez tydzień lub dwa ma siedzieć w domu i nie wychodzić, bo może zaszkodzić innym, ma zrozumieć jasno i wyraźnie co ma zrobić, co powinien, a czego robić nie należy. 

Przykład jasnego, precyzyjnego komunikatu: Choroba wirus. Sprawa poważna. Ludzie razem spotkanie zakaz. Dom tydzień zostać musi.

Z grubsza tak może to wyglądać. Nikomu korona z głowy nie spadnie, a przekaz będzie jasny i zrozumiały. 

Skoro ma nie być nauki migowego i tłumacza, bo nie potrzeba albo już nie potrzeba, to w IMIĘ DOSTĘPNOŚCI, uczcież się chociaż pisać smsy albo na kartkach w taki sposób, żeby Głuchy się nad tym nie zastanawiał.  

Inny przykład świadomości albo jej braku, też niestety pochodzi z przychodni, nie tej samej, ale nie wiem, czy jest się z czego cieszyć. 

Panie chciały pomóc i umówiły osoby Głuche na wizytę lekarską. Doszło do spotkania, lekarz nie przygotowany, czas na pacjenta 10 minut? Akurat trafiło na Głuchych, którzy po polsku nie piszą, zdarzają się przecież w tej grupie i obcokrajowcy. I naprawdę problem powstał, bo nikt w tej przychodni na wejściu nie zastanowił się, nie uświadomił sobie, jak kłopotliwa będzie taka sytuacja, i że należy inaczej do tego podejść. Cudownie, że umówiono wizytę, ale co dalej? Należało postarać się o kogoś asystującego, odesłać do przychodni, której pracownicy rozumieją to konkretne pismo albo postarać się tego dnia o tłumacza online. Jeżeli już ktoś taki się pojawia, to personel powinien zadać sobie trud odpowiedniego obsłużenia tej osoby.

I nie tylko chodzi tu tylko przychodnie czy gabinety lekarskie.


Praca u podstaw 

Usuwanie hulajnogi z ciągów komunikacyjnych. Dlaczego w ogóle pojawia się apel, żeby to robić? Bo to nauka czegoś nowego, niby oczywistego, ale większość nawet się nad tym nie zastanawia. Gdyby zapytać niewidomego jak można ułatwić mu życie, to podałby całą listę rzeczy, o której istnieniu nawet byśmy nie pomyśleli. I pewnie należałoby o tym ciągle przypominać i uczyć następnych. Niech akcja trwa. Jedna osoba niech 'przeszkoli' trzy, tamte trzy, niech 'przeszkolą' swoją trójkę. I hulajnogi nie będą zagrażać niewidomym.

Z PJM może być podobnie. Ci, którzy mają świadomość, niech opowiadają innym o kulturze Głuchych, o ich potrzebach, zainteresowaniach i potencjale.

Że chodzą do kina, teatru, na wycieczki, spacery. Pracują, wyjeżdżają na urlopy, do sanatoriów. Tańczą, malują obrazy, piszą wiersze i piosenki, łowią ryby, uprawiają sport, zbierają grzyby. Potrzebują usług lekarza, psychologa, rehabilitanta, fryzjera, trenera, ratownika, prawnika, kosmetyczki, policjanta, nauczyciela, różnego typu doradców. Skoro wymieniam, to mamy kasjerów, recepcjonistów, ludzi z call center, dozorców, handlowców, kierowców komunikacji miejskiej, dostawców, z którymi wszyscy bez wyjątku kontaktują się prawie codziennie. 

I co? W tych przypadkach PJM jest niepotrzebny? Głusi tego nie potrzebują czy potrzebowali jakiś czas temu, ale zapadła decyzja, że już nie potrzebują? Jak to jest? Gdzie miganie jest mało istotną sprawą?

Może w restauracji? Pokaże palcem co chce, zje, zobaczy na terminalu jaka jest cena, zapłaci i już. A gdyby tak niesłyszący chciał usiąść na zewnątrz w ogródku? Nie może, bo na stoliku napisane jest rezerwacja. Siada więc w środku. Gdyby tak ktoś z personelu znał migowy, to po krótkiej rozmowie okazałoby się, że umówieni goście przyjdą za dwie godziny i można przez godzinkę spokojnie posiedzieć na zewnątrz.

Może w tramwaju? Tramwaj zatrzymuje się na przystanku i motorniczy oznajmia pasażerom, że jedzie inną trasą, bo ta normalna jest chwilowo zablokowana. Jeżeli jesteś słyszący, to jest trochę konsternacji, dopytujesz się, jak wygląda aktualna trasa, podejmujesz decyzję czy jechać dalej, czy zmienić środek transportu. A teraz wyobraź sobie, że nie słyszysz. Na szczęście każdy prowadzący pojazd miga i wszystko dokładnie wyjaśni, Uff, i po kłopocie.

To gdzie jeszcze nie potrzeba znajomości języka migowego albo tego jak właściwie komunikować się z Głuchymi? 

Są różne projekty, z PJM w tle. I cieszą się zainteresowaniem, mniejszym lub większym, ale jednak. Sam brałem udział w niektórych, to wiem. Zauważyłem, że jeżeli otwiera się jakieś możliwości, to znajdują się tacy, którzy zechcą z tego skorzystać.

I czy nie należy sprawić, żeby zostały one wprowadzone na stale? Bo jeżeli środki przyznane są tymczasowo, trzeba potem znowu pisać wnioski, prosić i czekać, a odpowiedź będzie odmowna, a taka być nie powinna. I 'znikają' naprawdę fajne rzeczy, a jeszcze fajniejsze nigdy się nie pojawią. Miałem okazję obserwować, jak upadł piękny projekt dla Głuchych dzieci i ich rodziców. A inny nie zaistniał dlatego, że już przecież środki na tłumaczenia 'u Was' zostały kiedyś przyznane, no to teraz już nie potrzeba. Może gdyby to było muzeum, nie byłoby problemu. 

A ciekawych imprez i projektów nie mniej kulturalno- oświatowych, gdzie PJM mógłby zaistnieć i trwać jest naprawdę sporo. Podpowiem i mam nadzieję, powtarzając za poetą, że 'dla wszystkich starczy miejsca'. 

Przyczepię się do spacerów organizowanych w różnych lokalizacjach. Ostatnio w Łodzi jest dużo oprowadzań po muzeach, mamy ich tutaj kilka. A tam wystawy, wernisaże, finisaże, eksponaty, o których powiedzieć można naprawdę wiele.

Spacery po regionie, określoną trasą po mieście, po detalach, tematyczne, po cmentarzach, po Łodzi rewitalizowanej, a to pewnie początek listy. 

Przedstawienia teatralne, na szczęście mamy jakiś zaczątek. Nawet przedstawienia organizowane bezpośrednio przez Głuchych.

Przeróżne warsztaty. Są oczywiście te organizowane przez dwa łódzkie kluby zrzeszające osoby niesłyszące, ale kto powiedział, że nie może być ich więcej. W bibliotekach jest ich cala masa, tematyka różnorodna.

Pomoc w wypełnieniu wszelakich wniosków, kwestionariuszy. PIT-y, szkolenia, biznesy. 

Tłumaczenie migbooków, wykładów, prelekcji, webinarów, audycji, wywiadów, filmów i spotkań. 

I mógłbym tak mnożyć i mnożyć przykłady. A jeżeli takie 'sprawy' zostaną przygotowane w PJM, to Głusi będą z tego korzystać, w mniejszym lub większym stopniu, ale będą. Jak zrobi się constans, to frekwencja będzie i 'tu' i 'tam'. Pójdzie fama. W świadomości zostanie zapamiętane. Tam jest PJM, tam jest tłumacz.


Mam nadzieję, że wkrótce napiszę o tym więcej, a relacje będą jeszcze bardziej zachęcające.

A tymczasem, kto może niech poszerza swoją i innych świadomość, zwłaszcza tych, którzy mają możliwość 'zapewniania dostępności'.

W tej sprawie bardzo pomocny może się okazać kurs PJM. A chcemy go zorganizować w Łodzi razem ze Stowarzyszeniem Rozwoju Pitagoras. Stacjonarny. Certyfikowany. Poziom Elementarny- A1/A2. 60 godzin szkolenia.

Więcej o tym w Aktualnościach, na profilu Pitagorasa i moim. Prowadzimy nabór :)

Udanego przebywania ;)











VV, czyli o języku obrazowym

I jak tu się jeszcze uczyć, żeby nie uczyć się za wiele, a wiele się nauczyć? Pewnie już zauważyliście, że w językach migowych jest sporo sk...